W Święta Bożego Narodzenia odezwał się do mnie kolega, który za pracą wyjechał do Warszawy. Kolega zaprosił mnie na sylwestra do klubu „Afera” zlokalizowanego na ulicy Sławkowskiej. Jak już wybiła północ, to kolega obiecał w postanowieniach Noworocznych zerwanie z grzesznym życiem. Otóż jest uzależniony od pornografii. Wyszliśmy po 2 w nocy, i kolega zaproponował mi żebym poszedł z nim do agencji towarzyskiej na ulicy Floriańskiej. Ja mu mówiłem że nic z tego, i upierałem się. Byłem po 4 piwach, i lampce szampana. Nie wiem jak, ale stanąłem w drzwiach tej agencji, i jak już miałem wchodzić pojawił się obraz Szpitala Domowego, i jego intencja. Obraz nie był wyraźny, i jak mnie ten alfons nie wpuścił, to ten obraz uderzył z 10 krotną mocą. Szybko wyszedłem stamtąd, i oddaliłem się kilkanaście metrów. Stałem na mrozie -15 godzinę w międzyczasie odbierając telefony i esemesy, żebym jednak przyszedł. Stał przed moimi oczami Kościół Świętego Wojciecha, i Szpitala Domowego. Ta godzina na mrozie była godziną mojej próby, ponieważ nigdy nie byłem, i nie zamierzam być w tym miejscu. Po tym czasie wyszedł kolega, i pomyślałem, że będzie się że mnie śmiał. On był poważny, i nawet mi powiedział, że niczego nie widział, bo panie były piętro wyżej. Powiedział mi, że mnie podziwia, i że on nie dał by rady, bo tak go to uzależniło. Kolega przez to że zmienił miejsce zamieszkania, stracił kontakt ze wspólnotą, której jemu brak tam w Warszawie. Chwała Panu, że wytrwałem, oraz że zostałem umocniony. Chwała Panu!
Przyszłam na Szpital Domowy, aby pomodlić się za innych. Nawróciłam się dwa lata temu i byłam przekonana, że Pan Jezus już większość złych spraw w moim życiu uzdrowił. Przed swoim nawróceniem przez kilka lat żyłam w nieczystości. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak wiele zła wyrządził w moim sercu ten grzech. Przestałam szanować siebie i innych, traktowałam ludzi jak rzeczy. Nie potrafiłam zbudować trwałej, szczęśliwej relacji z drugim człowiekiem. Myślałam tylko o przyjemności, która dawała szczęście przez chwilę, a potem przychodziło poczucie pustki. Byłam nieszczęśliwa i zgorzkniała, choć na zewnątrz udawałam, że wszystko jest w porządku. Z drugiej strony, myślałam, że nie ma innej drogi, że grzech jest jedynym wyjściem. Wydawało mi się też, że oprócz tego nie mam w sobie nic dobrego, co mogłabym dać drugiemu człowiekowi.
Całą adorację Najświętszego Sakramentu w kościele św. Wojciecha przepłakałam. Łzy same płynęły mi z oczu. Pan Jezus pokazał mi się jako Król Miłości prawdziwej, czystej miłości, takiej która daje szczęście wieczne i dzięki której mogę kochać drugiego człowieka. Czułam, jak pochyla się nade mną z czułością i troską, jak Jego Krew obmywa mnie z grzechu, przywraca czystość i pokój serca. Zrozumiałam, że pomimo tego grzechu Jezus wciąż mnie kocha i daje mi wolność. Kiedy wyszłam o 22 z kościoła, czułam się jak nowonarodzona.
Dziś doświadczam owoców tego uzdrowienia. Z dnia na dzień czuję, jak Jezus odbudowuje moje siły. Coraz więcej mam radości i pokoju w sercu, którymi chcę się dzielić z innymi. Dostrzegam piękno innych ludzi, potrafię być dla nich życzliwa. Pan Jezus uwrażliwił mnie na potrzeby innych. Coraz lepiej czuję się sama ze sobą. Wiem, że nie jestem doskonała, ale jestem kochana taka, jaka jestem. Widzę, że jest inna droga, niż droga grzechu droga czystości. To nie jest droga dla słabych i zacofanych, jak kiedyś myślałam, ale dla odważnych, idących za Jezusem, znających swoją wartość. Zrozumiałam, że to świadomy wybór, który nie polega na odrzuceniu swojej seksualności, ale na pięknym jej przeżywaniu, które buduje, a nie niszczy. Wierzę, że i w moim życiu wszystko się poukłada. Mam coś, czego wcześniej nie miałam nadzieję i wiem, że Jezus daje siłę, jeśli chce się kroczyć Jego drogą.
Chwała Panu!